Nasze postrzeganie rzeczywistości ulega zmianie pod wpływem hierarchii wartości. Jestem dziewczyną ze wsi, dotychczas tłumaczyłam tym brak pewności siebie, że nie potrafię być pyskata, unikam konfliktów, boje się krzyków. Jestem bardzo wrażliwa, łatwo doprowadzić mnie do płaczu, często też się wzruszam. Gdy zostałam mamą, całkowicie zmieniłam sposób postrzegania siebie i świata.
Umiejętność życia polega na znalezieniu złotego środka i równowagi pomiędzy naszymi planami życiowymi, a tym co nas spotyka w rzeczywistości. Nie możemy koncentrować swoich myśli na zmartwieniach, jeśli chcemy być szczęśliwi, gdyż zamęczanie siebie negatywnymi myślami na pewno nie pomoże. Łatwo mówić – co? Też mam tą słabość, potrafię zadręczać się za najdrobniejsze przewinienia. Ostatnio przeżywam bardzo fakt, że nie mogę w 100% zająć się chłopcami. To siedzi w głowie, gdzieś głęboko i powoduje, że potrafię wybuchnąć płaczem z byle powodu, zamartwiać się, obwiniać. Za to na zewnątrz zakładam maskę, z czego długo nie zdawałam sobie sprawy. Wiele osób uważa mnie za silną osobowość, twardą, pewną czego chce. Ostatnio dostałam od Was wiele wiadomości, w kilku przeczytałam „masz to, po co sięgasz – gratuluję!”. Faktycznie, w kontaktach z ludźmi potrafię postawić na swoim, zawalczyć o swoje, jednak jeśli chodzi o bliskich, jestem jak piórko które można łatwo zdmuchnąć. Dotychczas myślałam, że cechy które mam w sobie mnie degradują, zrozumiałam jednak, że aby nasze życie się zmieniło, trzeba najpierw zmienić samą siebie.
Od dziecka jestem wielką marzycielką – kiedy byłam małą dziewczynką chciałam być piosenkarką, za nastolatki chciałam studiować, kolejno poznać wspaniałego mężczyznę, mieć dzieci. Zawsze miałam i mam kilka marzeń na dany okres w moim życiu. Po części je zrealizowałam – no śpiewać, to już nigdy nie będę, chyba, że disco polo ;-). Dopiero teraz zrozumiałam, że nie musiałam rozpychać się łokciami, zrobiłam to z uśmiechem .
Jestem dziewczyną ze wsi, choć nie chcę generalizować. Teraz wieś znacząco różni się od tego co kiedyś, ale pamiętam jak wmawiałam sobie, że to że mieszkam na wsi mnie ogranicza. Po części tak było. Kiedy chciałam zostać na dodatkowe zajęcia śpiewu, edytorstwa dziennikarskiego, musiałam zostać i czekać chodząc po mieście, a następnie wracałam późnym autobusem. W te dni nie jadłam ciepłego obiadu, choć czekał na mnie w domu. Autobusy kursowały zbyt rzadko by wrócić, zjeść i znów pojechać do miasta. Nie rozumiałam wtedy moich rówieśników, że mają to wszystko pod nosem i nie korzystają z tego – lenie! Ciągle widzę różnicę w mentalności ludzi mieszkających w mieście, a tymi na wsi. Jak na wsi rodzi się dziecko, to wiedzą o tym prawie wszyscy mieszkańcy – ba! wiedzą jak ma na imię. Gdy rodzi się dziecko w mieście, to domyślasz się, że sąsiedzi mają nowego członka rodziny, bo słyszysz płacz lub widzisz wózek – rzadko kiedy znasz imię. Na wsi nie musisz zamykać domu i bramy, bo ludzie wszystko widzą i wzajemnie się znają. Dopiero teraz zauważam tą różnicę, mijam na klatce schodowej ludzi, mówię „dzień dobry” i nie wiem o nich nic. Nie powiem, nie przeszkadza mi to, właściwie irytowało mnie to, gdy mieszkałam na wsi. Tylko, że wtedy byłam młoda i niedojrzała. Teraz miło mi się robi na sercu, gdy mama mówi kto się o mnie pytał, interesuje jak się czuje, nawet dostałam kubeczek malin od sąsiadki! A tu … siedzę jak ta małpa w klatce i nawet nikt z sąsiadów nie wpadł na kawę. Co prawda mieszkam tu dopiero od roku, wprowadziliśmy się do budynku, który ma 10 lat, jesteśmy nowi, więc wiadomo starsi stażem sąsiedzi się znają. Ale mieszkaliśmy też 4 lata w naszym mieszkaniu we Wrocławiu. Kupiliśmy mieszkanie w bloku, gdzie wszyscy zaczynali od nowa (stan deweloperski). W naszej klatce było 33 mieszkania, znałam lokatorów tylko z 5-ciu. Dlatego ciekawa jestem jak spostrzegają tą sytuacje ludzie, którzy całe życie mieszkają w bloku. Kiedy zastanawialiśmy się nad kupnem działki, napisałam Wam ten tekst, pytając co wybrać – miasto, czy wieś? Dziś jestem szczęśliwa, że udało nam się kupić działkę w mieście, że z czasem będziemy mieć namiastkę tego czego brakuje nam teraz i tego co sprawiło, że nie chcieliśmy mieszkać na wsi.
Co dało mi moje dzieciństwo na wsi w życiu dorosłym?
Teraz wiem jedno, dzieciństwo na wsi nie jest problemem samym w sobie. Problemem jest fakt, że tego ktoś nie akceptuje, czuje się przez to gorszy. Pewnie życie na wsi inne jest dla dziewczynek, a inne dla chłopców, tu też nie możemy uogólniać. Po części coś w tym jest, że młode dziewczyny na wsi mają wpojone zasady, ciężej pójść im na studia, ale to wszystko zależy od rodziców. To dzięki decyzji moich rodziców, jestem w tym miejscu, w którym aktualnie się znajduję. To ich praca, którą włożyli abym mogła studiować, owocuje teraz. To dzięki nim spełniam moje marzenia i powracam z sentymentem do mojego dzieciństwa. Mimo, że mieszkaliśmy na wsi, to dali mi wiarę w to, że nie powinnam przejmować się opiniami innych ludzi, bo najważniejsze jest żyć w zgodzie ze sobą. Najbardziej jednak cieszę się z tego, że mogę na wsi wychowywać dzieci. To właśnie na wieś uciekamy weekendami. Kiedy obserwuje moich chłopców jak ganiają po podwórku, jak czuje zapach skoszonej trawy, słyszę dźwięk ciągnika, to zdaje sobie sprawę jakie dzieciństwo na wsi jest fantastyczne. Te kąpiele w rzece, bieganie po polanach, te nocne ogniska, kulig zimą … Zawsze kiedy wracam do domu moje problemy znikają, robi się lżej na sercu, czuje się bezpieczna i szczęśliwa – jak dziecko i nie chodzi tu o sam budynek, który stoi w owej wsi, chodzi o moich rodziców – i tak czasami boję się, że to wszystko stracę gdy ich zabraknie…
„Kraj lat dziecinnych! On zawsze zostanie Święty i czysty jak pierwsze kochanie,”
– Adam Mickiewicz
- 15 września 2016
- 12 komentarzy
- Te myśli
Komentarze
12 odpowiedzi na “Dziewczyna ze wsi …”
Ja dużą część mojego dzieciństwa spedzilam na wsi. Tyle tylko, że u dziadków. Docenialam ten czas i zawsze lubiłam tam wracać. Czasem mi się nudziło bo byłam jedyną dziewczynką. Niestety straciłam to magiczne miejsce po śmierci dziadków. Teraz brakuje mi go bo mam swoją rodzinę i chętnie pojechała bym do nich na trochę. Moje dziecko już nie ma takich fajnych dziadków i takiego miejsca…
To prawda, takie miejsca są wartościowe… Moi chłopcy uwielbiają przebywać u dziadków, i teraz świadomie Nas już ciągną, nawet po przedszkolu musimy podjechać na kilka godzin, bo tam jak mówi Aleks: „są najfajniejsze zabawki” <3
No więc tak hm… mieszkamy w tym samym mieście (ja od dwóch lat na Ratajach :p) znam sąsiadów z prawej, lewej strony i z naprzeciwka :D nie mam zielonego pojęcia kto mieszka dwa domy dalej! ? w mieście ludzie mają większą swobodę chyba, bo nikt o sobie nic nie wie :) ja to chyba lubię :)
ja zawsze tego zazdrościłam! a teraz … chyba wychodzi fakt, że wychowałam się na wsi i mi tego brakuje <3
Ja kiedyś mieszkając z rodzicami każdy weekend spędzałam z bratem i rodzicami u dziadków na wsi to najwspanialsze wspomnienia kiedy dziadków zabrakło moją ostoją stało się mieszkanie moich rodziców co prawda w mieście ale na uboczu więc poza tym że mieszkanie to prawie jak na wsi i uwielbiam tam wracać z dziećmi czuję taki spokój i bezpieczeństwo no i najważniejsze szczęśliwe dzieci i szczęśliwych dziadków z przyjazdu wnuków :-)
u rodziców zawsze jest bezpiecznie i spokojnie – aż nasuwają się słowa: nie ważne gdzie, ważne z kim ;-)
Doskonale Cię rozumiem. Ja wychowałam się w małym miasteczku, w domu. Problem dojazdów na studia pamiętam doskonale, wywarł on u mnie taką traumę, że jak pomyślę, że miałabym dojeżdżać do pracy do Wrocławia (póki co mam to szczęście, że pracuje na miejscu), mam dreszcze. Teraz od 4 lat mieszkam w mieszkaniu i….. strasznie się duszę. Brakuje mi tej wolności, możliwości wyjścia na dwór w piżamie i wypicia kawy na świeżym powietrzu, możliwości wypuszczenia dziecka przed dom bez obaw, ze stanie mu się coś złego, swobodnej rozmowy z sąsiadami. W mieście jest dokładnie tak jak piszesz, każdy żyje swoim życiem… Długo zastanawialiśmy się co wybrać, mieszkanie w mieście, czy dom pod miastem. Wybraliśmy dom pod miastem i mimo ogromu pracy i wyrzeczeń jakie nas to kosztuję, nie żałuję i już nie mogę się doczekać :)
Dokładnie to co napisałaś – tego wyjścia na świeże powietrze. Balkon nie wystarczy, musi być przynajmniej taras najlepiej z małym ogródkiem. W między czasie szukaliśmy czegoś na wynajem z takimi warunkami i niestety, takich mieszkań nikt nie wynajmuje, bo jest ich mało w mieście. Też nie mogę się doczekać domu, przestrzeni … zabawy dzieci na trampolinie, w basenie. Trzymam za Was kciuki. Na kiedy planujecie zakończyć budowę?
Spodziewamy się drugiego maluszka, marzy mi się, żeby zdążyć przed jego przyjściem na świat, czyli luty/marzec :). Dzisiaj wylewamy posadzki, za tydzień ruszamy z sufitami- płyty gipsowe.
ps. Ja nie mam nawet balkonu aaaaaaaaaa :(, dlatego każdy weekend spędzamy u dziadków :).
Również trzymam za Was kciuki :)
WOW! Gratuluję <3 wspaniała wiadomość! To teraz macie dodatkowy motywator. Trzymam kciuki!
wieś jest fajna, pod warunkiem, że nie rządzi w niej ksiądz. Znam niestety takie wsie, gdzie proboszcz to pan życia i śmierci, nawet jak się ktoś z nim nie zgadza, to boi się przeciwstawić. Napiętnowanie na wsi jest ciężkie, to właśnie stąd biorą się późniejsze kompleksy, zahukanie,brak pewności siebie i odwagi cywilnej. Pod względem wolności osobistej miasto -duża metropolia- daje więcej swobody, pozwala rozwijać świafomość swobód obywatelskich. A na wieś na wakacje :)
Świetny Artykuł!