Chwile

Nie broń miłości babci do dziecka

Gdy obserwuję młode mamy (a w tym moją córkę Magdę), stwierdzam, że wszystkie młode mamusie myślą, że one najbardziej kochają swoje dzieci i chcą być najwspanialszymi mamami. Chcą same jak najlepiej wypełnić swoje obowiązki. Ale my babcie też byłyśmy młodymi mamami i może nawet młodszymi i mniej doświadczonymi, bo nie było tylu programów w telewizji pokazujących jak być mamą, ani komputera (najlepszego informatora), tylko mała książeczka z podstawowymi informacjami co i jak robić w danym miesiącu. Nasze mamy natomiast były zmęczone życiem i ciężką fizyczną pracą. Gdy wychodziłam za mąż, to moja mama wyglądała dużo starzej niż teraz my, młode jeszcze i sprawne babcie. O pomocy z ich strony nie było za bardzo mowy (nie mówiąc już o teściowych haha). Mężowie jak to w naszych dalszych czasach również nie pomagali, byłyśmy więc zdane na siebie same. Musiałyśmy więc być silne i twarde. Zatem gdy mama chciała przypilnować dziecko, to byłam przeszczęśliwa. A teraz gdy my jesteśmy już młodymi babciami, i jak w moim i koleżanek przypadku bardzo kochamy wnuki. Stare przysłowie głosi, że dzieci kocha się bardzo, a wnuki jeszcze bardziej. Kiedyś myślałam, że to niemożliwe, przecież to moje dzieci są moim największym skarbem, jednak teraz gdy przyszło mi to sprawdzić stwierdzam, że wnuki to jeszcze większy i cudowniejszy skarb. Gdy urodził się mój pierwszy wnuk (u syna), to myślałam, że z radości oszaleję! Chciałam mu dać tak dużo miłości i pomagać jak najwięcej, choć teraz wiem, że to było mylnie odebrane, jakbym chciała młodej mamie odebrać jej szczęście. Były więc ograniczenia, a u mnie żal i tęsknota za wnukiem. Nie mogłam zrozumieć jak to, przecież chcę dobrze… przecież ja cieszyłabym się z takiej pomocy. Ale mam cudowną bratową, która tłumaczyła mi, że młode mamy są jak samice swojego pisklęcia, i pozwólmy im samym się nacieszyć, i że przyjdzie czas kiedy pozwolą być tą kochająca babcią.

Gdy moja Madzia urodziła, to było jeszcze większe przeżycie, czułam strach przed jej rozwiązaniem, aby było dobrze, bez bólu i cierpienia, by wszystko zakończyło się szczęśliwie. Pamiętam jak jadąc rodzić ja usłyszałam „wszystkie urodziły, to ty urodzisz”, chciałam dać córce większe wsparcie. I gdy urodził się drugi wnuk, moja radość znów była nie do opisania. W przypadku córki miałam większe pole do popisu ;-) Madzia mi na dużo pozwala, a ja jak ta sroka całą miłość i radość dawałam wnukowi zapominając o słowach bratowej… Madzia mi nic nie mówiła, ale nieraz w jej oczach widziałam smutek, że chcę jej odebrać synka. A ja tylko powtarzałam „córeczko ja go tak bardzo kocham, ja Ci go nie zabiorę”. Jako młoda, silna i przede wszystkim szczęśliwa babcia zgarniałam dużo miłości od wnuka i dla wnuka. Madzia mi na to pozwalała, ale z czasem sama zauważyłam, że wnuk jest za bardzo za mną. Pojawił się problem, złość ze strony córki i zięcia. Musiałam się więc wycofać i było mi bardzo smutno, gdyż chciałam dobrze, a jakbym robiła źle. Kocham swoich wnuków i chcę im dać jak najwięcej miłości, bo gdy byłam tak młodą mamą, to na tą wielką miłość do dzieci brakowało czasu. Teraz my babcie mamy ten czas właśnie na miłość, radość, zabawę, naukę.

Gdy przyszła na świat wnuczka (była spełnieniem marzeń, pierwsza dziewczynka w rodzinie) znów pojawiła się radość przeogromna. Ale ograniczona, gdyż starałam się hamować, aby nie zranić synowej. Teraz gdy urodził się Ignaś i przez pierwsze miesiące wszyscy zamieszkali u Nas, to znów dawałam, daję i chcę dawać jak najwięcej pomocy, choć z biegiem lat mam już mniej siły i większe obawy czy dam radę.

Nie bójcie się, że dziadkowie będą bardziej kochani przez Wasze dzieci, niż Wy. Kochamy wnuki takimi jakimi są, nie takimi zdolnymi, utalentowanymi, i nie krytykujemy jak rodzice. Ale też byliśmy rodzicami i wiemy, że trzeba wychowywać dzieci, wymagać, dlatego doskonale to rozumiemy. To nic dziwnego, że chcemy aby nasze dziecko było „najwspanialsze”, ja też tego chciałam.

Teraz … mam swój cudowny świat, chociaż często pełen małych nieporozumień. Świat cudownych wnuków, którym my dziadkowie chcemy dać dużo miłości. Nie zabraniajcie nam. My Wam nie zabierzemy miłości dzieci, sami się o tym przekonacie. Z czasem będziemy się starzeć, a Wy będziecie mniej zapracowani, stąd mając więcej czasu będziecie zabierać dzieci w różne miejsca i pokazywać im inny świat. Odwiedziny nas staną się rzadsze.

Wszyscy potrzebują miłości, a gdy dzieci pójdą w życie z dużą dawką miłości od Was i dziadków, to będą silniejsi i pewniejsi siebie… Nie kochajmy ślepą, a mądrą miłością, ucząc że trzeba kochać innych, a nie siebie. Bo można uczyć, rozwijać, wychowywać, a nie tylko się opiekować (pilnować przed zrobieniem sobie krzywdy). To co w moim życiu jest moim największym majątkiem to dzieci, dla których chciałabym zrobić jak najwięcej i dać jak najwięcej. I nie majątek, ale miłość… dokąd będę żyła.

Babcia

  • 20 komentarzy

Zobacz także

Komentarze

20 odpowiedzi na “Nie broń miłości babci do dziecka”

  1. M pisze:

    Piękne, piękne, piękne słowa! Daja dużo do myślenia. Babcie to skarb <3

  2. Kasia pisze:

    Piękne słowa … szkoda że moje dzieci nie mają tak wspaniałych babć … niestety jedna za granicą a druga… no cóż praktycznie nie interesuje sie wnuczkami …

  3. wronkoea pisze:

    „Ucząc, że trzeba kochać innych, a nie siebie” i chyba o to właśnie chodzi… Pięknie napisane!

  4. Marysia pisze:

    Ja praktycznie dziadków miałam bardzo krótko, nie zdążyłam w pełni się nimi nacieszyć, dlatego bardzo jestem zadowolona, że mój syn ma komplet dziadków i jeszcze prababcię i pradziadka :) Zawsze chętnie oddaję go w ich opiekę i jestem spokojna, bo wiem ile dobrego podczas takiej opieki wyniosą i synek i dziadkowie :)

  5. K pisze:

    Przeczytałam z zainteresowaniem, gdyż uznałam, że temat dotyczy i mnie. Sama ograniczyłam kontakty syna z teściową, wszystko przebiegło pokojowo, po prostu zamiast spotkań dwa razy w tygodniu spotykamy się tak jak kiedyś, przed porodem, raz w tygodniu, raz na dwa tygodnie. Cieszę się, że mogłam przeczytać szczerą relację drugiej strony i jeśli coś to wniesie do tematu chciałabym szerze wypowiedzieć się i ja. Kiedy urodziłam dziecko byłam bardzo otwarta na teściową, cieszyłam się na jej odwiedziny u nas, zaczęłam z nią bardzo szczerze rozmawiać o porodzie, o zmianach jakie zaszły w moim myśleniu jako matki etc. Wcześniej wydawała mi się racjonalną, równą babką z dystansem i poczuciem humoru. Nagle jakby coś zaczęło się zmieniać. Wizyty stały się coraz bardziej inwazyjne, nie było już luzu i pogaduszek, tylko raczej przepytywanie, sprawdzanie czy wszystko jest w porządku, czy maleństwu niczego nie brakuje. Po kilku tygodniach już dzień przed odwiedzinami teściowej zaczynałam się nakręcać i wyobrażać o co będzie tym razem kompulsywnie pytać i co sprawdzać. Oczywiście nie były to jakieś bardzo nieprzyjemne sytuacje, bo mama męża jest kobietą bardzo inteligentną i po prostu na poziomie, ale np. zawsze siadała koło mnie, kiedy karmiłam synka, myślałam, że ot tak sobie siedzi, ale później słyszałam komentarz w stylu „o tak, tak, rzeczywiście on się najada” (przez pierwsze miesiące uważała, że cały czas jest głodny, je za mało etc…), kiedy wyczuła chyba, że może lepiej jakby nie siedziała tak przy mnie, siedziała w pokoju obok, po czym kiedy kończyłam karmić słyszałam „o tak, tak, słyszałam jak przełyka, najadł się”; kiedy wychodziła na spacer pytała się mnie po 10 razy (dosłownie) w co go ubiorę, to trzeba, co nie trzeba, ile razy robi kupkę, kiedy będzie jadł, kiedy spał, dlaczego teraz płacze, a dlaczego teraz tak leży. Szczerze musiałam to uciąć, bo czułam, że następnym razem zacznie się pytać, kiedy ja ostatnio robiłam kupkę :) I nie chodzi wcale o to, że czułam, że babcia kocha wnuka tak bardzo, że jestem o to zazdrosna, ale chodzi o to, że w momencie kiedy dwójka dorosłych ludzi zaczyna tworzyć swoją rodzinę, to jest to właśnie ich rodzina, która potrzebuje pewnej autonomii, swojej przestrzeni i zdrowych granic pomiędzy pozostałymi członkami rodziny.
    W moim przypadku (i wiem z rozmów ze znajomymi, że nie tylko w moim) problem na linii teściowa-wnuk-synowa wynika z tego, że teściowe po pojawieniu się wnuka po pierwsze 1.obsesyjnie chcą pomóc, po 2. podczas tej pomocy łamią wszelkie granice prywatności, zaczynają kontrolować i/lub oceniać sporą część zachować młodych rodziców wobec dziecka (a o ile syn jest do tego przyzwyczajony, bo żyje z mamą od urodzenia, dla synowej to może być lekki szok); po 3. wydaje im się, że mają do tego wszystkiego pełne prawo, bo przecież co jak co, ale „to mój wnuk” :) Pozdrawiam!

    • Doskonale Cię rozumiem. Akurat temat karmienia piersią był dla mnie drażliwym i również w tym temacie miałam lekki spór z mamą męża. Mojej mamie natomiast chodziło bardziej o pomoc w opiece nad dzieckiem, bez dopytywania itd. Aby mogła pobyć z dzieckiem, iść na spacer, pobawić się, aby mogło zostać u niej na noc. Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za tak obszerną wypowiedz.

    • Ewelina pisze:

      Zgadzam się!!!
      Traktują wnuki jak by to ich własność była…
      U mnie było i jest podobnie pozatym że teściowa nie przyjeżdża w odwiedziny do wnuczki (a niby taka steskniona) tylko wiecznie narzeka, że Zuzia do niej nie przyjeżdża i jak to ona tęskni, jaką to uzdrowicielka jest moja córka, jak ona często się jej śni itd itd… Co wizyta narzeka, że mogłabym zostawić mała u niej na noc, że spała by z teściową. Dziecko niespełna 5 msc .. Traktuje Nas jak dzieci. Ona wie wszystko najlepiej bo wychowała dwóch synów i wszystkie rozumy pozjadala. A każde dziecko jest inne.

  6. Ewelina pisze:

    No niestety moja teściowa nie potrafi zachować dystansu do sytuacji. Wręcz przeciwnie cały czas ingeruje we wszystko.
    Oszalała bo ona ma dwóch synów marzyła o córce, ale się nie doczekała. Próbuję sobie to zrekompensować moja córeczka.
    Już teraz gdy córka ma dopiero niespełna 5 msc mówi wiele rzeczy, które mi się nie podobają. Zwrócę jej delikatnie uwagę to nie rozumie. Musiała bym się z nią poklocic, żeby może zrozumiała. Nasze relacje zmieniły się od narodzin córeczki… Nie chce ograniczać dziecku kontaktu z babcią, ale robię to czasami bo muszę.

  7. babcia D pisze:

    Wnuki mnie uwielbiaja, czuje to i one tez czuja ze kocham ich ponad wszystko mimo ich wieku od 1 do 6 lat .Ich rodzice kiedy prosza mnie o pomoc nigdy nie odmowilam, ale jest problem najwiekszy! Boje sie, ze w chwili kiedy zbuntuje sie lub cos powiem nie po jej mysli , ze nie moge, corka nie okazuje mi szacunku, daje odczuc ze nie bedzie potrzebowala mojej pomocy, a wtedy nie bede bawila sie z maluchami. Corka ma rozne nastroje, humory i potrafi swym tonem doprowadzic mnie do placzu. Kiedy chcialam ja przytulic, juz dwukrotnie odepchnela mnie opryskliwie reagujac slowami: co ty robisz? Jednym slowem jestem przestraszona, jak to bedzie na starosc? Jestem osoba wrazliwa i cierpie na syndrom odrzucenia potwierdzony medycznie. Najblizsi wiedza o tym ale nie rozumieja problemu. Rozmowy na ten temat nic nie pomagaja i kwitowane sa slowami: a co ty nie wiesz jaka ona jest? I tak jej nie zmienisz, a tylko sobie zaszkodzisz! Ani malzonek ani pozostale dzieci toleruja takie zachowanie dla swietego spokoju. A jak bedzie w przyszlosci kiedy wnuki zaczna rozumiec? Prosze poradzcie mi!

  8. Ewelina pisze:

    Trudna sytuacja dla pani i naprawdę to rozumiem. Ale ja nie ukrywam jestem podobna do pani corki ….powiem jak ja to widze z mojej strony .
    Za wszelka cene chce udowodnic,ze nie poytzebuje pomocy tesciowej jak i mamy ( na pewno gdybym miala zostawic mala to powierzyla bym ja mamie to oczywiste . Teściowej nie ufam na tyle ponieważ dostała fiola na punkcie mojej corki o co tez idzie wiele sporow między nami . ) osoby, ktore tak reaguja jak pani opisala ze chcac przytulic corke ona na to nie pozwolila nie zawsze znaczy ,ze jest ona osoba bez serca . Wiekszosc osób w tym tez nawet ja osobiscie wstydza sie okazywac slabosci i uczucia . Wola same w sobie soe zamknac,poplakac , przemyslec rozne rzeczy w samotnosci . Corka jest dorosla może tez zle rozumie niektore sytuacje jakie sa między Wami ,ale twierdząc ze jest dorosla nie przyzna sie do bledow bo jest zawzieta i honorowa . Pewnie nie lubi odnosić porażek. Moja opinia jest taka …tu pomoze tylko roZmowa…tylko szczera, mega szczera . Nieważne czy sie poklocicie czy bedzie dobrze ( oczywiscie lepiej by było ,aby obyło sie bez klotni wiadomo ) ale skoro ma taki charakter zblizony do mojego to raczej jakas klotnia powstanie. Niech sie pani nie obawia ona sobie na spokojnie przemysli wszystko i bedzie dobrze . Obecne mamy (wiem z autopsji swojej i znajomych) sa mega zazdrosnymi mamami. Kochają bardzo swoich mezow jak i dzieci . Kochaja i dbaja o swoja rodzine ktora stwoarzyli zapominajac o tej w ktorej sie wychowala . Moze tez miec o cos zal do pani gdzie ja to boli i stąd ta zawistosc …to sa oczywiscie moje gdybania . Ale problem ewidentnie gdzieś musi lezec no bo nawet zawisty charakter nie powoduje takich rzeczy u czlowieka jak dzieje sie to w pani corki przypadku. To jest moje zdanie . Ma prawo pani sie z nim nie zgodzic bo ja opisalam sytuacje jakie ja nieraz odbieram .
    Oczywiście zycze powodzenia w rozwiazaniu problemów.

  9. Smutna babcia pisze:

    Witam.U mnie moja córka odkąd wyszła za maz i urodziła mi wnuka,zaczęła traktować mnie z mężem jak opiekunów do wnuków(jest teraz drugi).Chętnie opiekuje się nimi,bo kochamy ich bardzo.Jednak nie mam stałego dochodu i muszę zarabiać.Kiedy tylko odmowie opieki w dniu kiedy córka sobie coś zaplanuje,atakuje mnie, obraża się. Wczoraj wnuk obchodził swoje 3 urodziny.Przygotowywalismy się na urodziny z ogromną radością. Zapytałam w sensie córki kiedy wyprawiają urodziny.Otrzymalam SMS,że jak chcemy się gościć to mamy wziąć chłopców! Ton smsa był nie na miejscu.Kiedy następnego dnia pojechaliśmy do wnuków,było tam kilkoro dzieci z mamusia mi.Robilam dobrą minę do złej gry.Bawilam się z wnukami przez jakiś czas.Potem przyszedł mąż i powiedział,że córka nie zacznie dzielenia tortu póki sobie nie pójdziemy.Z żalem w sercu pożegnałam wnuków i wyszłam.Dzis córka weszła bez pukania,bez powitania do naszego domu,postawiła talerz na stole,chyba z ciastem i bez słowa wyszla .Za każdym razem jest tak,kiedy odmowie w wybrany dzień przez nią opieki nad dziećmi.Nie rozumie,że muszę za coś żyć.Jest mi bardzo przykro,bo przez tą sytuację nie wiem kiedy znów będę widziała dzieci.A tak bardzo je kocham!Mam ograniczone ruchy,do wymiany stawy biodrowe.Jednak staram się być wspaniałą babcia.

  10. Agnieszka pisze:

    Cześć,

    Chciałabym włączyć się w tę dyskusję z punktu widzenia świeżo upieczonej mamy (3 m-ce). Myślę, że jak zwykle prawda jest po środku. Mamy często przesadzają, jakby postradały wszystkie rozumy, a dziecka uczymy się dzień po dniu i, na pewno przy pierwszym dziecku, za dużo nie wiemy. Pomimo tego, to my jesteśmy mamami i dobrze to akcentować na każdym kroku, ale może dla atmosfery lepiej żartobliwie. Wtedy raczej nikt (rozsądny) się nie obrazi.
    Babcie (czy to Mamy czy Teściowe) często mogą doradzić i służyć doświadczeniem, ale też bez przesady. Po 20-30 latach doświadczenia i wspomnienia są na prawdę zamazane i wybiórcze.
    Po tej ogólnej wypowiedzi mogę dodać co mnie osobiście denerwuje: fakt, że dla moich teściów nie jestem już nikim innym jak mamą Stasia. Tego nie rozumiem ;). Staś dorośnie i przestanie się (choćby chwilowo) interesować/pomagać Dziadkami, a Synowa raczej nie :P

  11. Zmęczona pisze:

    Witam! Ja również mogę przedstawić punkt widzenia młodej mamy. Nasz synek aktualnie ma 14 m-cy, mieszkamy w jednym domu z teściami (jeden budynek, dwa osobne wejścia, mieszkania niezależne od siebie), mój mąż to jedynak. Od kiedy urodził sie nasz synek na palcach jednej ręki mogę policzyć dni w których NIE odwiedziła nas teściowa. Początkowo były to wizyty kilka razy dziennie, w pewnym momencie juz przed powrotem teściowej z pracy gorączkowo starałam sie przypomnieć sobie o której mały wstał, ile spał, ile jadł, co teraz prawdopodobnie bedzie chciał robić, ile i jakie kupy robił, co nowego sie dzisiaj zdarzyło, czy duzo płakał (bo na pewno płakał, w końcu ich syn duzo płakał wiec mój tez musiał, nie docierało ze przy mnie moje dziecko bylo naprawdę spokojne) i wiele podobnych codziennych czynności bo wiedziałam- przyjdzie babcia i bedzie przepytka o wszystkie w/w rzeczy. Żadnego dnia sie nie pomylilam, w koło Macieju ten sam zestaw pytań. Mimo tego ze mialam świadomość ze chce dobrze, chce jak najwięcej pomagać i dac z siebie wnukowi to czułam niesamowita złość, traktowała nas (w naszym odczuciu) jakby dwoje nastolatków zrobiło sobie dziecko i nie wiedziało co dalej (dla jasności mamy po 30 lat, macierzyństwo w pełni chciane i swiadome) a babcia musiała dogladać i sprawdzać czy z dzieckiem ok. Mimo tego ze niewiele komentowala, to jej zachowania jasno mówiły ze i tak sprawdza…czy dziecko ma sucho, czy ciepła woda w baseniku, czy skorka tam gdzie sucha juz zdrowa, czy nie za chłodno ubrane, czy dobry krem do opalania, itp. Czułam sie bezslownie zaszczuta. Takze drogie babcie bardzo sie cieszymy ze was mamy i mozemy na was liczyć, jestesmy bardzo wdzięczne…jednak czasami zluzujcie, waszym wnukom nie dzieje sie krzywda pod wasza nieobecność!

  12. Monnari pisze:

    Babciu powinnaś mieć swoje życie, miałaś swoje dzieci, wychowalas, daj żyć młodym

  13. Paula pisze:

    Ja mam problem ze sobą i z teściami (z moją mamą też, ale mała kłótnia raz na jakiś czas naprawia sytuację). Otóż wiem, że jestem strasznie zazdrosną mamą, miałam depresję poporodową i już w tamtym czasie mimo ze tesciowie wiedzieli jaka jest sytuacja mowili mi przykre dla mnie rzeczy typu „u dziadkow / babci /dziadka lepiej niz u mamy” „do babci się uśmiechasz a do mamy sie w ogole noe usmiechasz”, wrecz wyrywali mi dziecko z rąk gdy tylko weszłam do nich a gdy np mowilam ze chce nakarmic synka i go wziac to uciekali do innego pomieszczenia. Staralam sie zwracac uwage ze to nie jest w porzadku i mowic o swoich uczuciach ale wszystko po nich spływalo. Synek ma 6 miesiecy. Ma teraz czas ze chce byc u mamy a u innych placze i tesciowe zabierają go, oczywiscie na ich prosbe tez im go daje na rece a on sie drze w nieboglosy, i wtedy mowia ze ząbki/kolki/śpiący choc tlumacze im co i jak. Tesciowa strasznie wypytuje o wszystko, o kupki, karmienie zadaje duzo krępujących pytan. Wchodzac do nich do domu w ogole nie dopuszczaja mnie do mojego dziecka, nawet gdy do noego mówię to tesc robi wszystko z3by tylko odwrocic jego uwage i zeby maly zapomnial o mamie. Naprawdę staram sie zeby dz8ecko mialo dobre relacje z dziadkami, zeby mieli czas sie nim nacieszyc ale mam dosyc traktowania mnie tylko jako inkubator, czuję sie niepotrzebna, jak ktos obcy a nie jako matka ich wnuka. Ze mną praktycznie nie rozmawiają. Babcie i dziadkowie dajcie młodym rodzicom czuc sie waznym

  14. Adeleide pisze:

    O to ja też się wypowiem. :) mam 5miesieczną córkę. Nie karmie piersią że wskazań medycznych i z tego tytułu przeżyłam wiele smutnych i trudnych chwil,pelnych krytyki. :)
    Od tego czasu, cokolwiek powiem że stosuje u córki, albo czego chce dla niej to jest krytyka. Ze wymyślam, wydziwiam, a gdzie takie cuda, głupoty itd. Tesciowie wszystkie rozumy zeżarli, wnerwiają mnie niemiłosiernie, bo choć tłumaczę, że lekarz zalecił to i owo, a ja to popieram, bo wyczytałam w książce, necie i gdzieś tam, że to dobre rozwiązanie, to wiecznie słyszę że wszystko źle robię. :) korzystam z naturalnych kosmetyków i tłumaczę teściowej, że nie chce żeby chemia była obecną w życiu mojego niemowlaka, to patrzę a ona smaruje mi dziecko jakimś kremem za 5 złotych. Szlag jasny mnie trafia. Wyciskanie sloiczkow z papkami, musow itd. Też nie na miejscu, bo preferuje osobiste przygotowanie posiłku, że sprawdzonych warzyw. Podaję dziecku wodę do picia to krytyka, że kto to widział, niemowlakowi wodę dawać. Krzesełko do karmienia chce z podnozkiem to obaj na mnie naskoczyli, że wymyślam głupoty, bo oni kupili bez podnóżka, a poza tym 3 minuty dziecko tam siedzi i nic się nie stanie. Nie rozumieją, że to jest moje dziecko i ja decyduje o wszystkim co jego dotyczy. Gdzie siedzi, jak śpi, co je i o tym że zanurzam córce uszka w kąpieli. I będę to robić, bo w ten sposób je myje i nic im do tego. Swoje dzieci odchowali po swojemu, a ja moje też wychowam po swojemu. Nie potrzebuje złotych rad sprzed 30 lat.

  15. krakowianka pisze:

    Smutno mi. Moje wnuki są małe więc syn i synowa) zignorowały dzień babci. Jest mi smutno i źle, Koleżanki dopytują się jak mi minął dzień, czy nasłodziłam się wnukami. Opowiadają jak było cudnie jak dostały kwiaty, laurki itp. Co mam powiedzieć? Nie jestem złą ani toksyczną kobietą. Kocham syna, wnuki, nieba bym im przychyliła. Nie narzucam się. Przenigdy nie byłam u nich bez zapowiedzi. Pamiętam o ich świętach. Jest mi przykro. Tylko i aż tyle:(

  16. I pisze:

    Podstawowy problem współczesnych babć polega na braku dialogu z młodymi rodzicami.

    Dziecku w okresie niemowlęctwa, a nawet dłużej, nie jest potrzebna babcia, naprawdę. Dziecku jest potrzebna przede wszystkim szczęśliwa i wypoczęta mama.

    Jeśli babcie chcą pomóc, to ich pomoc na pewno będzie przyjęta z wielką radością i z otwartymi ramionami, a nawet z pocałunkiem w dłoń – pod warunkiem, że będzie to praktyczna pomoc odciążająca młodych rodziców z tematów drugoplanowych, a jakże zajmujących – gotowania, prania, prasowania, sprzątania, zrobienia zakupów. Pomoc, która pozwoli młodym rodzicom spędzać jak najwięcej czasu z dzieckiem i rozwijać więź. Jestem pewna, że taka pomoc, zwłaszcza w okresie niemowlęctwa, zaprocentuje dobrymi kontaktami na przyszłość, a gdy dziecko wejdzie już w okres rozwijania szerszych więzi społecznych, z wdzięcznością zostanie przyjęta pomoc w opiece nad nim.

    Tak to wyglądało od zawsze – okres pierwszych miesięcy był czasem, kiedy wszystkie kobiety ze społeczności/rodziny zajmowały się „prowadzeniem domu” świeżo upieczonej matki, tak żeby cały swój czas mogła poświęcić na budowanie więzi i wykarmienie dziecka. Niestety w pewnym momencie ta praktyka uciekła…

  17. Dagmara pisze:

    Bardzo egoistyczny tekst, aż dziw że to Babcia napisała…dla Dziecka najważniejsi są Rodzice i nic tego nie zmieni ;) Babcia jest dla Dziecka TAK SAMO ważna jak druga Babcia, Dziadki, Ciocie czy Wujkowie…tyle i aż tyle. Potem jest długo nic i na pierwszym miejscu są Rodzice Dziecka…Nie można traktować Dziecka jako czyjejkolwiek zabawki bo ja chcę się nim opiekować. Od tego są Rodzice. Nie wspominając o tym że zabieranie innym rodzicielstwa jest okrutne, to jest bardzo ważna rola dla niektórych najważniejsza w życiu, każdy zasługuje na to by to przeżyć. Ciągłe zabawy i opiekowanie się Dzieckiem przez inne osoby to jest właśnie odbieranie Dziecka i Rodzicielstwa, bo w tym czasie w którym Dziecko powinno nawiązywać więzi z Rodzicami i być pod ich opieką, inna osoba ten cenny czas zabiera. We wszystkim potrzebna jest równowaga, nikt nie powinien zmuszać Dziadków do opieki nad Wnukami jak i zmuszać Rodziców do oddawania Wnuka pod opiekę… Dziadki są potrzebne ale z umiarem, a ten umiar wyznaczają Rodzice…to w końcu Oni i Dziecko są NAJWAŻNIEJSZE :)

  18. Olga pisze:

    Dawno coś przeczytane w internecie mnie tak nie wkurzyło. Pani tok rozumowania jest identyczny jak mojej teściowej, która najlepiej chciałby zabrać mi córkę sobie na własność i wszystkie przyjemności w byciu mamą. Czas na dzieci już był.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.