Polecane

Nie jestem tylko mamą!

Bycie mamą to tylko jedna z moich życiowych ról, tak jak bycie żoną. Wychowywanie dzieci to ciężka praca, często frustrująca. Jednak budowanie relacji z dzieckiem jest dużo łatwiejsze niż budowanie relacji z mężem/żoną. W obecnych czasach występuje coraz więcej rozwodów i przy okazji bitwy o dzieci (a gdzie walka o ratowanie związku?). Jeżeli zostają razem, to często „dla dobra dzieci” – a gdzie dobro rodziców? Może jednak właśnie dla dobra dziecka rodzic powinien nieco więcej miłości dać drugiemu rodzicowi?

Wiele razy powtarzałam i nadal będę, że inwestuję w związek. Uważam, że takie zachowanie pozwoli mi w przyszłości cieszyć się dorosłością chłopców, nowym etapem życia, w którym zostaniemy znów we dwoje i nie będziemy dla siebie obcymi ludźmi. Ostatnio wkręciłam się w serial „Wielkie kłamstewka” (na tyle, że zarwałam 2 nocki), w głowie zapadł mi jeden tekst jednej z bohaterek: „nikt nie powiedział, że dzieci się traci”. Nie tracimy dzieci, nie możemy tylko pozwolić, żeby to one były całym naszym światem! Gdzieś w tym macierzyństwie musimy mieć czas dla siebie: na pracę, spotkania ze znajomymi, rozmowę z mężem. Miłość do dzieci ewoluuje z czasem. Więź z dzieckiem należy rozluźniać w miarę, jak ono dorasta do tego i potrzebuje więcej przestrzeni, a dzięki temu może uda mi się nie zostać teściową z anegdot, walczącą z synową o względy „synusia”.

Dbamy o to, aby dużo czasu poświęcić dzieciom – bawić się z nimi, uczyć, wyjeżdżać itp. Jednak staramy się również od czasu do czasu mieć czas tylko dla siebie. Stąd wybraliśmy się w święta na dyskotekę, tam spotkałam znajomą, którą powiedziała coś w stylu: „miło patrzeć, że potraficie się razem bawić, tworzycie udany związek”. Zrobiło mi się miło. Jedni mogą oceniać, że w tym czasie powinniśmy być w domu, no bo przecież mamy małe dzieci. Ale przecież „w życiu ważne jest aby było przyjemnie” – to kolejny cytat, tym razem Rodrigo z programu „Żony z Hollywood”, akurat bardzo lubię wątek tej pary ;-).

Małżeństwo moich rodziców jest i było fundamentem, na którym buduję swoje przekonania dotyczące miłości, poczucia bezpieczeństwa, relacji damsko-męskich i wiele innych. Dlatego ze względu na te czynniki uważam, że mąż i żona powinni pielęgnować swój związek, dawać przykład dziecku. Może ktoś pomyśli, że jestem wyrodną matką, bo moje dzieci nie są dla mnie najważniejsze tylko tak samo ważne jak mąż, ale z perspektywy czasu wolę być taką mamą niż tą zwariowaną na punkcie dziecka. By dziecko było szczęśliwe nie trzeba poświęcać dla niego całego swojego czasu i życia i swoich przyjemności. Dzieci dadzą sobie radę, nawet jeśli pobawią się same lub czasami się ponudzą.

Dzieci rosną i się zmieniają, my też.

Nie jestem tylko mamą, jestem też Magdą – kobietą, która lubi kino, spotkania z koleżankami, randki z mężem i inne przyjemności. I choć kocham swoje dzieci nad życie, to nie mam zamiaru z tego rezygnować.

mama jedna z ról życiowych

Zobacz także

Komentarze

10 odpowiedzi na “Nie jestem tylko mamą!”

  1. Kiga pisze:

    Hmm. Śledzę Twojego bloga od dawna ? , czytam i fascynuje mnie Twoje podejście to jak żyjesz i jaka jesteś szczęśliwa .
    Zazdroszczę że umiesz tak to wszystko pogodzić ze Ci wychodzi że się nie zatracasz.

    • Dziękuję za komentarz, w dodatku taki miły. Oczywiście, że bywają dni, sytuacje, relacje w których się zatracam, popełniam błędy jak każdy, jednak mam mocny fundament w postaci rodziny – rodziców, męża, rodzeństwa, to powoduje, że wiem że z każdej sytuacji jest jakieś wyjście ;-). Staram się być szczęśliwą osobą, ale każdego dnia się tego uczę. Podejścia do codzienności, bo spotykają nas różne sytuacje. Pozdrawiam Cię serdecznie!

  2. Natalia pisze:

    Macie szczescie w postaci Twojej Mamy, tego zazdroszczę. Dzieki równowadze, która masz mozesz cześciej sie uśmiechać. My z mężem jestesmy zdani sami na siebie i nie mozemy sobie pozwolić nawet na wieczór bez dzieci…a bardzo nam tego brakuje. Kocham swoje dzieci nad zycie ale potrzebuje chwili bez nich, by złapać oddech, pomysleć by moc znów działać. Niestety musze przyjąć na klatę rzeczy takimi jakimi sa powtarzam sobie, ze to był moj wybór, tego chciałam. Pozdrawiam ?

    • To prawda, moja mama to nie dosyć, że moja inspiracja, to i wielkie wsparcie w wychowaniu chłopców <3 Mamy też to szczęście, że możemy liczyć na drugą stronę (drugich dziadków) i rodzeństwo, które też w potrzebie opiekuje się naszymi ogonkami ;-). Nie wiem ile mają teraz Twoje dzieci, ale wiem doskonale co masz na myśli pisząc, że chciałabyś złapać oddech - każda z Nas tego potrzebuje. Może jeszcze chwila, troszkę podrosną i będziesz mogła liczyć na znajomych lub nianię, by wyskoczyć chociażby na godzinny spacer lub kolację z mężem. A teraz może tak kino z koleżanką, a tatko przypilnuje dzieci?

  3. Marta Stadnik pisze:

    Również jestem zdania, że trzeba robić coś dla siebie. Sama staram iść do kina, spotkać się ze znajomymi, chociaż nie często mnie się to udaje. Ostatnio jak byłam z mężem na imprezie sylwestrowej to od partnera mojej szwagierki usłyszałam, że on by nie mógł by iść bo tęskniliby za synem. Przecież dzieci w nocy śpią to nic nie tracimy. A w dzień podrzuca syna teściom bo nie chce mu się nim zajmować. A nam się zwraca uwagę że źle robimy.

    Jesteśmy okropnymi rodzicami ?

  4. Izabela pisze:

    W 100% podzielam Twoje spojrzenie na rodzinę, kiedy chodziliśmy z mężem przed ślubem na nauki przedmałżeńskie ksiądz poruszał właśnie temat małżeństwa po tym jak urodzą się dzieci, śmiał się i radził by nad łóżeczkiem dziecka powiesić zdjęcie męża, żeby pamiętał, że pomimo tego, że mamy teraz mniej czasu dla męża to i tak dalej o nim pamiętamy. To co mówił miało sens, ale było trochę stereotypowe, ponieważ zdjęcie żony powinno też tam wisieć, żeby wiedziała, że nadal jest dla męża ważna, ponieważ większość mężczyzn w tych czasach z takim samym oddaniem zajmuje się swoimi pociechami. Tak czas spędzany we dwoje jest bardzo ważny i tego owocem będzie wspólna piękna przyszłość i twardy fundament dla naszych dzieci, na którym będą mogły budować swoją niezależność, będą mogły iść przez życie ze świadomością, że mają w kimś wsparcie, a także nie będą miały wyrzutów sumienia, że odchodząc z domu kogoś skrzywdziły, nie będą się musiały martwić jak mama czy tata dadzą sobie radę, bo będą miały świadomość, że rodzice mają siebie nawzajem i nie potrzebują niczyjej pomocy. Takie podejście do relacji rodzinnych pozwala na wychowanie szczęśliwych i pewnych siebie młodych ludzi.

  5. Olaa pisze:

    Ostatnio ktoś 'mądry’ powiedział: 'rodzic, który poświęca partnera dla dziecka to nie będzie dobre rozwiązanie dla nikogo natomiast jeśli rodzice będą razem- szczęśliwi poświęcając w ten sposób trochę dziecko to zawsze wyjdzie wszystkim na dobre’ takie prawdziwe nie? :))

  6. Magdalena pisze:

    Mama zawsze przez te Twoje wielkie kłamstewka Robota w domu zastygła .
    A mowie co mi tam polecają to włączę i masz ☺
    P.S bardzo przypomnial mi Gotowe na Wszystko Ktory uwielbiam A drugi najlepszy serial jaki widzialam w zyciu choc 8 sezonow to dexter .
    Pozdrawiam

  7. Kobieta po 30 pisze:

    mam identycznie :) jestem mamą, bardzo to lubię, jestem szalenie dumna z tej roli…ale poza nią jest jeszcze wiele innych :) pozdrawiam serdecznie

  8. Iwa pisze:

    Witaj :) Mam 44 lata, na dzieci się nie zdecydowałam (ale wychowaliśmy z mężem dwójkę nastolatków – dzieci jego siostry – kiedy do nas trafiły ja miałam 30 lat, młody 17, młoda 13). Zawsze z dość dużą rezerwą podchodziłam do kobiet, które mają „swoje” (rodzone) dzieci (nieważne, w jakim wieku), bo uważałam, że dostają świra. Patrząc na takie pozytywne dziewczyny jak Ty, zmieniam zdanie! Szkoda, że Was tak mało.
    Pamiętam, jak jeszcze młody i młoda z nami mieszkali, byłam traktowana jak odludek. Chodziłam na wywiadówki i spotykałam inny świat. Świat kobiet umęczonych, niepracujących, z nadwagą, nieumalowanych, bez zainteresowań, nawet z zaniedbanym zdrowiem – rzekomo dla dzieci. Dla NASTOLETNICH dzieci?! Nigdy nie rozumiałam tych kobiet – one miały nawet wielki problem z tym, że „moje” dzieci jadły na mieście. tak samo jak i my z mężem (uważam, że nastolatek wybierze sobie sam coś odpowiedniego, a z nadwagą nigdy problemów nie mieli). Bo zdaniem matek (panowie nie mieli z tym problemu) powinnam zostawić klienta i lecieć gotować obiad na 15… (świetny pomysł).
    Krzywe patrzenie, że wjeżdżamy sami na Sylwestra, że jedziemy na wakacje osobno, a dzieciaki osobno , Krzywe patrzenie, że noszę sukienki i obcasy. Krzywe patrzenie, że się rozwijam naukowo. Krzywe patrzenie na wszystko, co nie jest związane z dziećmi (zresztą czy nastolatków można jeszcze nazywać dziećmi?).
    Tylko – z satysfakcją stwierdzam po latach – to nasze „zaniedbane” dzieci skończyły bardzo dobre studia i oboje robią doktorat. w dodatku mamy świetny kontakt (zwłaszcza z młodą, bo młody wyleciał do Stanów). Może dlatego, że ja dzieci nie tresowałam i zamiast robić obiad po prostu spędzałyśmy wspólnie czas – choćby na zakupach. I dzięki temu, że miałam swoje życie, którego młodzi byli ważną, ale jednak częścią, a nie całością, nie łaziłam sfrustrowana i nie wyładowywałam na nich swoich nerwów.
    Tak trzymaj :)
    Pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.