Każdy z nas daje i doświadcza miłości na inny sposób. Praca, dzieci, obowiązki, to wszystko sprawia, że zapominamy o sobie, o nas, a po czasie okazuje się, że jesteśmy dla siebie zupełnie inni, niż pamiętamy.
Do każdego związku, z każdym facetem (i każdą kobietą) nie oszukujmy się – wkrada się rutyna. Po pierwszym zauroczeniu, drugim napełnieniu i trzecim opadnięciu uczuć na pierwszy plan wychodzi nasz egoizm i myśl: „dlaczego to ja mam się starać?”. Już kiedyś wspominałam Wam, że inwestuję w nasz związek, bo szczęśliwi rodzice, to szczęśliwe dzieci (dlatego już dawno wyrosłam z małej dziewczynki, która wierzyła w księcia na białym koniu). Mężczyźni już chyba tak mają, że jak zdobędą kobietę, a ona w dodatku urodzi im dziecko, to osiągnęli to co mieli założone i przestają się starać. Przestałam się o to dąsać, tylko wzięłam sprawy w swoje ręce. Śmiało mogę powiedzieć, że każdy wieczór bez dzieci, to moja inicjatywa – wyjście do kina, spotkanie ze znajomymi, spacer, kolacja, masaż dla dwojga. A on? On daje mi to poczucie bezpieczeństwa w zamian, które ładuje moje akumulatory na co dzień.
Każdy ma swoje własne odczucia i doświadczenia i one kształtują nasze wyobrażenie o udanym związku, nie chcę więc generalizować. Jednak nie uwierzę w to, że istnieje para, w życiu której pojawią się tylko łzy szczęścia! Związek potrzebuje ciągłych emocji, chwilami tych negatywnych, bo to w końcu element życia.
Budzisz się rano, patrzysz na twarz obok i co myślisz – aż do śmierci czy tylko do rozwodu?
No właśnie, co zrobić by chciało się być ze sobą do końca życia? Żyjemy w czasach, gdzie rozwód jest na wyciągnięcie ręki, przecież nasi rodzice przetrwali wiele prób, dlaczego nasze pokolenie nie potrafi … Mamy zbyt wygórowane oczekiwania, złudne wyobrażenia, odmienne wizje szczęścia? A może zbyt rzadko mówimy o swoich uczuciach?
Czy mówienie „Kocham Cię” może zbrzydnąć?
Nie wiem jak te słowa mogą zbrzydnąć. Wszystko, ale nie one! Chyba że … tylko wtedy, kiedy nam ta miłość zbrzydła. Stąd uważam, że warto mówić Kocham Cię, wtedy kiedy tak czujemy. Za słowami idzie ton głosu, spojrzenia, gesty, przytulenie, pocałunki. Lepiej powiedzieć raz za dużo, niż później żałować, że mówiło się zbyt mało. Bo …
„Kocham Cię” jest jak seks – nie może zbrzydnąć ani spowszednieć. Zawsze jest fajnie, a im go więcej tym lepiej!
Musimy mieć świadomość, że rutyna będzie zawsze, bez znaczenia czy to Twój pierwszy czy trzynasty związek. Związek musi ewoluować, bo i my się zmieniamy, a zatem temperatura w związku się zmienia. To naturalna kolej rzeczy, choć żal godzić się z tym faktem. Dlatego jeśli randka, elegancka kolacja przyniesie po latach chociaż część z tego uczucia niepewności i onieśmielenia, co na początku, to jest dobrze – związek da się odświeżyć i można go w ten sposób przypudrować, by trwał długo. Chyba, że się mylę?
———————–
zdjęcia – pospieszni.pl | zegarek Pana S. – Trendhim – w ogóle polecam Wam ten sklep, znajdziecie tam wiele propozycji na prezent dla mężczyzn!
- 11 sierpnia 2017
- 1 komentarz
- Te myśli
Komentarze
Jedna odpowiedź do “Kocham Cię – aż do śmierci, czy tylko do rozwodu?”
Witam, ja jestem po ślubie trzy lata (a 12 lat jesteśmy razem). I niestety z doświadczenia wiem, że ludzie w ciągu całego życia bardzo potrafią się zmienić, pod wpływem nowej pracy, znajomych itp. Mój mąż z troskliwego, kochającego i trochę zakompleksionego faceta stał się egoistycznym narcyzem. Co doprowadziło do tego że zakochał się w innej kobiecie. Mamy syna w wieku 2 lat i 4 miesięcy i tak kochałam męża że chciałam byśmy mieli jeszcze jedno dziecko. A gdy zaszłam w ciąże dowiedziałam się że mąż ma inną… wyniku stresu w 9 tyg. poroniłam i do tej pory nie umiem się pozbierać. Mężowi dałam ostatnią szansę, ale widzę że w ogóle się nie stara ratować naszego związku. A ja z kolei nie umiem mu już zaufać. Tym bardziej że mąż pracuje z tą wywłoką ;(. Zmiana w moim mężu była następstwem zmiany pracy (jest od 2,5 roku policjantem). I gdybym wiedziała z czym ta praca się wiąże nie wspierałabym męża w wyborze tego zawodu. (niestety jak wpisze się nawet w internet: żony policjantów to wychodzą bardzo przykre i tragiczne historie). Jakoś nie liczę na „dobre zakończenie” mojej. Choć jak głupia się staram to i tak nie ma między nami nawet małej iskierki tego co było. Pokolenie naszych rodziców i starszych też miewali nie jedne problemy rodzinne, ale jakoś potrafili je lepiej rozwiązywać. W dobie „rozwodów od ręki” nie jest łatwo się nie poddać. Jedyną teraz moją opoką jest mój syn. Życzę Wam długich lat szczęścia w małżeństwie i łatwości w rozwiązywaniu problemów. Pozdrawiam