Czy tak jest, że z dniem kiedy zostajemy mamą, zatracamy marzenia, możliwości, rozwój? Nie, bo bycie mamą nie ogranicza, ale mając dziecko jest dla kobiety trudniej… czy to na rynku pracy, czy w związku. Mamy dwóch synów, wymarzonych, a jakoś nie potrafimy ostatnio doceniać dnia codziennego. Zatracamy się, nie doceniamy, widzimy wady, kłócimy, udowadniamy rację… po co?
Każde pewne swoich racji udaje, że da sobie radę! Tak UDAJE, bo to nie takie proste. Czasami odczuwam ze strony męża obojętność, tak jakby czuł, że mając dwoje dzieci przecież nie odejdę. Co innego facet, jemu znaleźć nową kobietę nie trudno. Dzieci? – to nie przeszkoda, przecież i tak zostają z matką. Dlatego ja zaś czuję niepokój, przecież rozwody są z winy obydwojga. Jeśli któreś pójdzie w tango, ma wytłumaczenie, że coś go do tego pchnęło. W tango prędzej może pójść on, bo ja aktualnie siedzę w domu.
Kiedyś w sieci przeczytałam pewna słowa:
“ – Czy byłabyś zazdrosna, gdybym myślał o jakiejś kobiecie z mojej przeszłości, będąc z tobą? Czy niepokoiłabyś się, że mogę do niej odejść?
– Nie.
– To znaczy, że mnie nie kochasz?
– Nie rozumiesz. Miłość nie ma nic wspólnego z zazdrością i z obawą, że coś stracisz. Kocham cię, ale jeśli zechcesz odejść, ponieważ nie możesz zapomnieć o innej kobiecie – to dobrze. To będzie prawdą. Ponieważ gdybyś został – byłoby to kłamstwo. Jeśli odejdziesz, to będzie znaczyło, że nie pasujemy do siebie i dobrze, że odszedłeś. Bo gdybyś został, to zajmowałbyś miejsce kogoś, kto do mnie pasuje. Ten, kto do mnie pasuje – nie odejdzie. Więc nie ma się o co martwić.
– Jakoś dziwnie mnie kochasz… Nie przywiązałaś się do mnie?
– Miłość nie ma nic wspólnego z przywiązaniem. Przywiązanie i zazdrość oznacza brak miłości do siebie. Oznacza, że uważasz siebie za gorszego od kogoś, oznacza strach, że takiego jaki jesteś nikt nie pokocha. Nie porównuj się z nikim, bo jesteś nieporównywalny. Ty jesteś ty. Masz swoje życie, dar, który otrzymałeś na wyłączność. Szkoda czasu na porównania. Spójrz na siebie – wówczas się nie pomylisz… ”
~ Autor nieznany
My do siebie pasujemy. Wiem o tym i słyszę dookoła… ale teraz faktycznie jest ciężko. Dwoje małych dzieci, brak czasu, chęć posiadania więcej. Coś trzeba odpuścić. Aby mieć więcej chwil dla siebie, aby móc się znów zaskakiwać, mieć na to siłę i ochotę, to musimy zrezygnować z dodatkowej pracy… ale jeśli zrezygnuję z bloga… to zatracę siebie. Życiowe dylematy są ciężkie.
Tylko u mnie chwilowy kryzys w związku? – przyznawać się i… radzić co robić, by było lepiej ;-)
zdjęcie (źródło)_klik
- 24 lipca 2015
- 44 komentarze
- Te myśli
Komentarze
44 odpowiedzi na “Usidlona z dwójką dzieci”
niestety mam to samo.kocham moja rodzinkę z całego serca.również mam 2 maluchów, do tego syn do żłobka nie może się dostać bo nie ma miejsc.tylko mąż pracuje.
Mam ochotę rzucić czasami to wszystko ale bez dzieci bym nie potrafiła przeżyć chociaż dnia.mąż czuje się pewny bo wie ze nie mam gdzie się podziac nawet gdybym chciała odejść.a ja chce kurde iść do pracy.czy to aż tak dużo?
Wiem co czujesz, ja też gdy Aleks był mały potrzebowałam odskoczni, i tak otworzyłam sklep internetowy Oh!Baby. Z perspektywy czasu więcej obowiązków, a i tak praca z domu. A nam mamom potrzebne jest wyjście z domu. Życzę powodzenia, by synek dostał się do żłobka i dobrej pracy!
U mnie tez tak jest dwoje dzieci (jedno malutkie -bardzo apsorbujace) ja w domu On „daleko „czesto go niema ..wiadomo pracuje, zarabia …i mam nieodparte wrazenie ze bardzo sie oddalilismy od siebie …brak czasu dla siebie …dla NAS …mam tylko nadzieje ,ze bedzie lepiej ..
to właśnie, to jest to wytłumaczenie, bo mężczyzna zarabia, jest zmęczony… a my .. my to sielanka – wiadomo ;-) wszystko się samo robi! Oby było lepiej, i Tobie i sobie życzę ;-)
znane mi dylematy życiowe… tak już chyba jest, że nie może być za dobrze. Każda z Nas wciąż chce być kobietą, dla męża, a nie tylko matka dzieci… a oni odpuszczają, przestają zaskakiwać – to co napisałaś na FB..
Wiesz co, może to mylne, ale mi się wydaje, że się staram.. Ostatnio poprosiłam mamę by została z Ignasiem (Aleks u 2 babci), i zaprosiłam męża do kina. A mąż, to cudny facet który właśnie mnie zaskakiwał, przyzwyczaił do jakiegoś standardu. Gdy się spotykaliśmy słyszałam „wybieraj A,B,C,D,E…” a pod każdą literką kryła się inna propozycja. Chyba nigdy tego nie zapomnę.. <3 a teraz ... o wszystko mnie pyta.
Tak to chyba jest jak pojawiaja sie dzieci, ale mysle ze z czasem jak sie ogarnie „nowe zycie”, to wszystko powoli sie normuje…
U nas tez po radości z narodzin pojawiły sie frustracje, zmeczenie, kłótnie o głupoty, wszystko to z braku mozliwosci jakiejś odskoczni (tak to jest jak sie nie ma bliskich osób koło siebie), wyjścia gdzies razem, bez dzieci…
Ale juz jest lepiej Madziu, po dwoch latach jest lepiej (LOL)…
Ja żyje myślą ze jak kiedys dzieci beda troche starsze to znów będziemy mogli wyskoczyć gdzies SAMI na weekend czy nawet, o zgrozo, na tydzien ;)
Jesteście wspaniała rodzina i wierze głęboko ze wszystko sie szybciutko unormuje a wtedy tylko high life!!! :*
Wiesz, że o tym myślałam. Jak widzę Aleksa, jaki jest już „dorosły” i jak wyobrażeniach zobaczyłam takiego Ignasia, to naprawdę za 2 lata będzie już z górki ;-) a teraz musimy dać radę. Buziaki dla Twoich chłopaków.
Mieć jedno czy dwoje dzieci wiele zmienia. Mąż o wszystko pyta, bo być może nie radzi sobie w nowym/dodatkowym (w postaci małego Ignacego) otoczeniu. Broń Boże nie jestem po drugiej stronie. Sama czasem zastanawiam się dlaczego jest 'coś nie tak’ w naszym życiu… Dlatego gdy tylko nadchodzą owe dni – zamykam się łazience, wannie pełnej piany, kieliszkiem ulubionego wina i… myślę. Myślę czy ma jakiś problem o którym nie chce, boi lub wstydzi się (bo to facet) powiedzieć. Możliwe, że sytuacja go przerasta albo nadzwyczajnie jest zmęczony.
Niby to silna płeć a tak naprawdę wymiękają gdy tylko pojawi się jakiś problem/nowy rozdział życia.
Nie warto być dla siebie surowym, bo przecież wszystko działa w dwie strony. Jakiś czas temu 'przeszłam’ na tryb 'olewawczy’, tzn nie wywołuje stresu tam gdzie go faktycznie nie ma ;-)
I tu masz 100% racji, jeśli będziemy dla kogoś dobrym, miłym, to jak ktoś będzie dla nas niemiły.. ale ja jestem z tych upartych i dlaczego to ja miałabym być miła ;-)) heh
a wanna pełna piany… nie lubię tej w wynajmowanym mieszkaniu… to teraz zatęskniłam za naszym mieszkaniem.. dzięki za wsparcie i rady dziewczyny!
Madzia, ja to rozumiem. Co prawda mam jedno, dorosłe bo 4 letnie a drugie wijące się w brzuchu. Mój też mnie zaskakiwal, potem się zmieniło tak jak piszesz. Sama wybierz sama zdecyduj jak chcesz zrób tak żeby Ci pasowało……
Teraz jak to pisze , myślę że może tam chcą nam pozwolić na zrobienie tego co sprawi nam przyjemność? Bo się nam należy? Czasem mam wrażenie ze z faceta stał się pantoflem. A może to nie to?może oni nie wiedzą jak działać by nas zadowolić?
Pamiętam te wieczne kłótnie, o to ze ja uczę mówić, odpieluchowuje, uczę jeść i biegam po lekarzach. Tak siedziałam w domu , ale ojciec tez jest ważny. Tpotem był foch bo to ja siedzę w domu a nie on. I ktoś to musi zrobić. Halo! A my? Nie było potem randek małżeńskich, nie było ciuciania. Ale była rozmowa. Brakowało mi docenienia mnie i tej codziennej korby. Nie chciałam całowania po nogach , ale tego by powiedział ale się urobilas . Minęło. Żyjemy i nie dochodzimy od siebie. Drzwi nie raz i nie dwa leciały z zawiasow. Minęło nam 8 lat. 4 po ślubie :)
A co do bloga to nie wiem czemu wszystkie dopada jakąś niemoc?:) gdzie nie wejdę to kryzys, zawieszenie bloga itp. A ja właśnie na odwrot:) a ja zacznę pisać . Wiec zmotywuj mnie, że można! :)
Zatem kibicuję! Podrzuć linka jak już zaczniesz ;*
Facet to facet i chyba z nimi wszystkimi tak to już jest.Jesteśmy 11 lat razem,4 lata po ślubie i mamy 3 letniego Ignasia,a niebawem pojawi się drugi synek Ksawery.Nie raz krzyczałam,płakałam i miałam pretensje,że nie robi już niespodzianek,nie zabiera na randki,ogólnie nie stara się tak jak kiedyś.Zachowywał się jakbym już była nie tylko jego żoną,ale i w pewnym sensie jego własnością,która napewno nigdy nie odejdzie.Zastanawiałam się dlaczego tak jest,czułam że nadal mnie tak samo kocha,a jednak coś jest nie tak.Zrozumiałam wkońcu,że po urodzeniu Ignasia ja też się zmieniłam i też trochę przestałam się starać.Musiałam poświęcić czas nie tylko mężowi,ale też i chyba zwłaszcza temu malutkiemu czlowieczkowi,który pojawił się w naszym życiu.Zmieniłam więc taktykę i zaczęłam otwarcie mówić,nie krzyczeć,nie lamentować,nie czekać aż się domyśli o co mi chodzi,po prostu mówić,otwarcie mówić o swoich potrzebach.Chcę iść na randkę to mówię i idziemy,chcę niespodziankę to ją dostaje(oczywiście parę dni potem,a mąż uważa,że to był jego pomysł).Wiadomo,że po urodzeniu dziecka wszystko się zmienia,ale dbam teraz bardzo o wspólne wieczory,o takie chwile sam na sam.Dla mężczyzn czarne to czarne,a białe to białe,trzeba do nich mówić otwarcie,wprost.Zobaczysz kryzys minie.A jeżeli chodzi o zamknięcie bloga,to błagam Cie nie rób tego,to jest najlepszy blog,na który kiedykolwiek wchodziłem.
Jej, dzięki za miłe słowa. Miałaś rację, kryzys minął. I to prawda, warto rozmawiać ;-) Życzę pięknych chwil już we czwórkę, choć ostrzegam łatwo nie będzie.
Znamy znamy ten stan…ciala i ducha… Nigdy nic już nie będzie takie samo.. Mysle ze kazda wiedziała o tym ale jednak nie tak to miało być…?? Czasami życie przerasta i weryfikuje nasze plany..? ale ale…nauczmy sie cieszyć z malych rzeczy…. Jak to śpiewa pani Grzeszczak..?
Dwoje dzieci to juz nie przelewki to praca na 2 etaty i praca w domu to juz 3? dlatego mysle ze nasze drugie polowki zapominają o tym ..uświadomiłam swojego męża ostatnio…zamieniliśmy się
..ja miałam jeden etat a on 3? wynik ?wygralam?
Pewnie zboczylam z tematu.. Ale mężczyźni to tylko mężczyźni to My kobiety rządzimy swiatem?
Pozdrawiam i życzę wytrwałości w codziennosci…
-matka polka 2ki dzieci /zona/kochanka. ?
Dokładnie tyle ról.. a my w jednej osobie ;-)
a cieszyć warto się z małych rzeczy, ale niestety nawet czasami te małe przerastają.
My mamy 1 dziecko 8 miesięcy nie ma dnia bez kłótni..mąż pracuje ją w domu ale oczywiście ja nic nie robię bo co to jest zająć się dzieckiem i wszystkim innym w domu… Ciągle o każdą głupotę aż bym chciała kiedyś wziąć i t. Rzucić na kilka dni by może wtedy mnie w końcu zaczął szanować…a dawniej były i róże i takie słodkie sms pisał a teraz? Już nie ma Kochanie…..teraz tylko codzienność i obowiązki i życie….
My niestety nie przetrwalismy kryzyru nie dalismy rady male dziecko ciagle chore maly pokoik nas 3, drugi pokoj zajmowala tesciowa. Ciagle klotnie patrzenie na rece zgryzliwe komentarze do tego moja chorobliwa obawa o zdrowie dziecka i problemy meza przeroslo nas to. Od 8 mies jestesmy osobno powoli jakos zaczynamy sie dogadywac ale wiem ze tam nie wroce.
Nie umiem niestety poradzić, bo sama borykam się z podobnym problemem. U nas tylko jedno dziecko i chyba coraz częściej przekonuję się, że na tym poprzestaniemy…ja nie dam rady wziąć na siebie więcej niż mam do tej pory na głowie….Wszystkie obowiązki związane z dzieckiem są na mojej głowie…..mąż nie pamięta o żadnych rocznicach, nie robi żadnych niespodzianek….niczym nie zaskakuje…zaczynam żałować, że wyszłam za takiego faceta :(. Odkąd pojawił się mój synek na świecie nie mam w ogóle czasu dla siebie :/. Mały się ode mnie uzależnił do tego stopnia, że muszę dźwigać sama to 14kgszczęścia, bo do taty za chiny ludowe nie chce i koniec:). Ciężko mi, nie wiem jak długo tak pociągnę…Mam po ciąży spora nadwagę i źle mi z tym, nie akceptuję tego jak wyglądam, robię 4te podejście do diety i zapewne mi się nie uda, bo skąd mam brać czas i siły? Pracuję zawodowo, po pracy obowiązki domowe i dziecko….o 21 jak uśpię małego nie mam już siły żeby ćwiczyć. Ja zrezygnowałam z wszystkiego dla dziecka, poświęciłam się bez reszty, a mąż…on ma prawo się wyspać, zrelaksować , odpocząć, zjeść…..no i oczywiście przy tym nałogowy telemaniak :/. Dobrze, że pracuję, bo moje wyjścia ograniczają się tylko do tych do pracy, z tych w celach rozrywkowych musiałam zrezygnować, a na pomoc dziadków nie możemy za bardzo liczyć – jedni pracują a drudzy za daleko mieszkają. Czuję się jak samotna matka dwójki dzieci :/. Życzę wytrwałości :)! Liczę, że uda wam się pokonać chwilowy kryzys.
Ech, dobrze przeczytać, że nie tylko u nas tak jest. Mamy wymarzoną dwójeczkę, a codzienność i rutyna zabiła chyba już wszystkie 'motyle w brzuchu’ z początku związku. Miłość dojrzała? Może, a ja wciąż wspominam te motylki… I to, że mieliśmy wieczory dla siebie, a teraz wieczory oznaczają nadrabianie zaległości,.. Bo w dzień same dzieciozmagania ;)
u mnie niestety podobnie….choć pod wieloma względami jeszcze gorzej…
od niespełna 3 miesięcy jestem podwójną mamą… druga ciąża była ogromnym zaskoczeniem ( ooje nie chcieliśmy już dziecka) i od początku nie wzbudzała pozytywnych emocji… mieliśmy wtedy 3 letnią córkę – bardzo żywe i absorbujące dziecko ( jednocześnie oczko w głowie)
.. już wtedy nie za bardzo nam się układało, więc trudno się dziwić, że ciąża nie wywołała radości..
w końcu 3 tygodnie na patologii ciąży, poród wywoływany, ciąża przenoszona o 3 tygodnie..nerwy, stres, masa złych emocji…
urodził się synek – śliczny, bardzo duży, silny i zdrowy…
pojawiła się miłość…
niestety nadmiar obowiązków, to, że muszę radzić sobie ze wszystkim sama, praca naukowa męża, maleńkie mieszkanie nas przerasta…
kłótnie są na porządku dziennym, frustracja, wzajemne pretensje…
każdy szuka winy w drugiej osobie ..
miliony rozmów i postanowienie pracy nad sobą i …nic….
wciąż to samo..
bardziej oddalić się nie można i straciłam nadzieję w to, że będzie ok..
nic już nie robimy razem, łączą nas wyłącznie dzieci a ja nie mogę i nie potrafię odejść…
w nikim nie mam wsparcia…
a wieczorami mogę tylko płakać w poduszkę marząc o tym, by choć przez chwilę czuć się kochana ….i jednocześnie mając świadomość, ze ta chwila nie nadejdzie…
Hej ja też postanowiłam się podzielić moim… jestem z nim 9 lat od 3 małżeństwem. Bardzo szybko zamieszkalismy zebsoba po 2latach skończyło się jego staranie typu kwiaty ja zakochana 19latka nie przejelam się tym. Przejelam pałeczkę. Potem trafiła się moja choroba i wiele innych przyczyn przez które zaczęło się psuć ale zostaliśmy ze sobą bo to było takie tapniecie od pierwszego spojrzenia. Od 3lat jesteśmy rodzicami Zuzi od 2 lat Igi. I powiedziałam koniec chce do pracy mam dość siedzenia w domu i tylko dzieci. Zatracilam siebie mam wrażenie ze jestem tylko matka. Nagle cios wpadka kolejne dziecko w drodze. To już 3 mc a ja nie mogę się z tym pogodzić. Od 3lat jestem tylko matka bardzo obojętna na męża. Piszecie że mąż jest obojętny dla Was a tu akuku wredna obojętna żona która nie mówi kocham Cię nie przytula męża zupełny lód aczkolwiek Go kocham choć coraz częściej miałam ochotę odejść. Chyba jestem bardzo zmęczona mama bez ochoty na zabawy z dziećmi ale tak jest gdy mąż mówi ze ja odpoczywam np na wizycie u dentysty. Niestety panuje u nas zasada oko za oko chore ale nasz związek zaczął się psuć już dawno. Jak się urodziła Zuzia myślałam ze się poprawi ale niestety. Dusimy się w domu nie wychodzimy nigdzie zamknięci w 4ścianach. Także nie tylko mąż może być obojętny żona też może sprawiać ze nie chce się wracac do domu.
U mnie kryzys trwa już długo.. właściwie sama nie jestem w stanie określić ile. Ale teraz od około 3 miesięcy odczuwam go bardzo boleśnie.
Wszystko na mojej głowie, mąż mnie w ogole nie przytula, nie całuje.. tylko siedzi w laptopie i gra. Myślę o rozwodzie..
Zastanawialiśmy się bad drugim dzieckiem, nasza córcia ma 18 miesięcy ale obserwujac jej ostatnie zaskakujaca napady zlosci i czytając Wasze komentarze zaczęłam wątpić… mąż pracuje za granicą wiec co drugi caly miesiąc jestem zdana na siebie. Od niedawna mała chodzi do żłobka, zlapalam oddech. Jednak cos czuje ze ciężki okres przed nami bo Hania to dziecko bardzo aktywne i uparte. W naszym małżeństwie bywa roznie. Martwi mnie to ze przyzwyczailam sie do jego nieobecności. Nie beakuje mi go jako mężczyzny a bardziej jako taty do pomocy. Myślałam ze z dwójką jest o tyle łatwiej ze sie razem bawią i maja swoje towarzystwo i po jakimś czasie jest mamie łatwiej a tu widzę ze niekoniecznie…. czy sie mylę?
U mnie różnica między córkami wynosi 15m-cy zdecydowałam się na taką małą różnicę z różnych powodów. Też myślałam ze razem lepiej się odchowaja. Zuzia bardzo się przyzwyczaila ze mama za nią wszystko zrobi ze mama będzie się z nią ciągle bawić. Gdy urodziłam ige pierwsze chwile w domu tazem to był koszmar. Mąż wyszedł na pół godziny Iga zaczęła płakać chcąc do niej podejść Zuzia wisiała mi na nodze płacząc żebym nie zajęła się Iga. Potem był spokój jakiś czas do momentu ok jak Iga skończyła 9mcy i coraz częściej bawiła się na dywanie a moja uwaga musiała być podzielona na dwie. Zaczął się koszmar. Zuzia biła Ige zabierala zabawki popyxhala. Powiedziałam koniec akurat otworzyli przedszkole dla 2latkow wymusilam wysłanie Zuzi do przedszkola. Chodzi tam od roku poprawiła się bardzo choć nadal zabiera ciągle coś Idze z rąk czasem mam wrażenie ze nawet kawałek ciastka z gardła jej wyrwie. Iga zaczęła szybko mówić przy Zuzi. Zuzia 3 lata Iga prawie 2 potrafią się trochę razem bawić dopiero teraz gdy mogą w miarę się porozumieć Zuzia choć zazdrosna już nie odpycha na siłę ode mnie Igi. Oczywiście wszystko zależy od humoru Zuzi ale już wiem że teraz będzie łatwiej.
Co do sytuacji z mężem też mam wrażenie ze potrzebuję to jako rak do pomocy niż jako męża choć pracuje na miejscu ale odpoczywam gdy np jedzie sam D swoich rodziców
Witaj w klubie ? ja również przyzwyczaiłem się że męża nie ma…..ale tęsknię bardzo…i jak wraca po 2 miesiącach jestem szczęśliwa ? codziennie rozmawiamy przez Skype i się widzimy i może dzięki tym codziennym rozmowami daje rade
….no i dzieciaki widzą tatę….
doskonale Cię rozumiem. właśnie spodziewamy się drugiego dziecka. siedzenie w domu podczas gdy mąż codziennie elegancki wychodzi do pracy, brak czasu dla NAS jako para, bo babcie pracujące i daleko, kłopoty dnia codziennego. to wszystko jakos nas oddala od siebie. już nawet nie.kłótnie a obojętność towarzyszą nam co dnIa. a gdzie MY w tym wszystkim? chyba za bardzo jesteśmy i chcemy być rodzicami a za mało skupiamy się na innych sferach. i.to boli…
Matko, jakbym czytała o sobie… Ciężko sobie z tym radzić. Trzeba wierzyć, że warto i że przezwyciężymy ten trudny czas…
Chyba w każdym związku pojawia się kryzys- niestety. W natłoku pracy, obowiązków i pogoni za lepszym dostatnim życiem zapominamy o sobie. O tym aby usiąść przy filiżance kawy, porozmawiać, wyjść do kina.. Dobie brakuje kilku dodatkowych godzin. Ale najwazniejsza jest rodzina i ta druga połowa z którą ją stworzyliśmy. Facetów czasem przerasta nadmiar obowiązków, problemy w pracy. Zapominają o tym aby zadbać o nas, zaskoczyć. Byc może mysla ze juz nie muszą mając rodzinę czują się zobowiązani na nią pracować. Nie mozemy tez wymagać od siebie za dużo. Jestesmy tylko ludźmi. Musimy byc dumne z naszych dzieci z męża ale przede wszystkim z samych siebie.
Walcz Magda. Wiele jesteś w stanie dać. A co dajesz, wraca do ciebie pomnożone :) Czasem po prostu trzeba się ugiąć i zacząć zmiany od siebie… ale wiem, że łatwe to nie jest. Buziaki :*
Nie tylko Ty tak masz. Zastanawiam się tylko czym to wszystko jest spowodowane? Czy możliwe jest, że uczucie między dwojgiem ludzi tak szybko się wypala? Czy życie zmusza nas do ciągłej gonitwy za czymś i w tym biegu zapominamy o sobie? Z mężem znamy się od 10 lat, od 5 jesteśmy małżeństwem. Mamy cudownego czterolatka Nikosia i drugie dziecko w drodze. Niki owoc wielkiej miłości, druga ciąża typowo z rozsądku. Idealnie odnajduje się w tym co pisałaś. Kocham męża nad życie, ale z każdym dniem czuję, że oddalamy się od siebie. Próbuję coś z tym zrobić, zawalczyć. .. Wieczorami zapalam świece, aranżuje randki a gdy wieczorem chcę się przytulić słyszę: ” muszę zrobić raport, plan na przyszły tydzień, odpowiedzieć na maile… ” Ok, poczekam… No i mamy upragniony urlop a chwil spędzonych razem nie przybyło. Niedawno wypłakałam się mężowi, że uwielbiam jeździć sama na zakupy bo dopóki zza sklepowego wózka nie widać mojego brzucha to nawet faceci zwracają na mnie uwagę częściej niż on sam. Obiecał że się zmieni, że zrozumiał że jeżeli raz zostało dane to trzeba o to dbać cały czas a nie spocząć na laurach. Tylko, że średnio to wszystko wychodzi. Do tego jeszcze moje ciążowe, zmienne nastroje i naprawdę jest ciężko. Mówię sobie byle do porodu, potem wszystko się ułoży i będzie super jak kiedyś. Niestety, coraz mniej w to wierzę… Boję się, że staniemy się parą, którą łączą dzieci a nie kochającą się rodziną… Obym się myliła :-)
Ja mam czwórkę dzieci. Ostatnia ciąża nieplanowana – maluch ma rok, bliźniaczki po 3 lata i starszak. Dwoje się i troję, żeby wszystko ogarnąć i wszystkich zadowolić. Po nocach sprzedaję na all co mogę by łatać dziury w budżecie. Kochamy się, ale też dopadają nas frustracje, zmęczenie i niezadowolenie. Walczymy. Walczymy oboje czekając na dzień kiedy dzieci będą bardziej samodzielne i odetchniemy chociaż trochę,będzie nam łatwiej zrobić cokolwiek czy wyjść gdziekolwiek. Dbam o nasze wyjścia tylko we dwoje – proszę sąsiadkę, żeby posiedziała z dziećmi, ale to i tak za mało…
Mogę napisać: znam to. Jestem mamą 4 latki i prawie roczniaka. Bywa ciężko, zmęczenie jakiego nie znałam, ogarnianie dzieci gdy samemu ma się ochotę chodzić po czterech… Byłam, jestem w tym punkcie.
Jeśli chodzi o relacje małżeńskie to jak to mówią do tanga trzeba dwojga. Frustracja, zmęczenie i brak sił nie sprzyjają związkowi. Moje osobiste doświadczenie skłania mnie do zastanowienia się czy czasem nie jest tak, iz to my, kobiety pchamy mężczyznom te pantofle na stopy. Przecież jesteśmy niezadowolenie gdy podejmują decyzje bez naszej wiedzy, często „wiemy lepiej” i chcemy mieć ostatnie słowo… Czasem im też jest już wygodniej pytać o zdanie niż próbować nas zadowolić… Może warto powiedzieć czego chcemy np. „czasu tylko we dwoje w jakiejs restauracji” a im pozostawić wybór miejsca i czasu. :) pozdrawiam!
Cześć, od miesiąca jestem podwójna mama (syn 22 msce, i miesięczna córeczka, choć bylam pewna ze będzie chlopak -geny, pisalam juz kiedyś). Lekko nie jest bo dopiero próbuje się odnaleźć w nowej sytuacji choć oboje dzieci zaplanowane i wymarzone. Chyba nie jest źle bo juz marzy mi się trzecie :) oczywiście zwiazek na tym cierpi bo jest dopiero na 3. miejscu (najpierw dzieci, obowiązki domowe, później czas dla nas). Od kiedy mamy dziecko zmienilo się tez moje podejście do związku. Nie oczekuje juz kwiatków, za to pomocy w domu. Sa tez obowiązki domowe których nigdy nie robię, jak sprzątanie lazienki czy wyrzucanie śmieci. Czasami myślę ze to „siedzenie w domu” powoduje ze oczrkujemy od mężczyzn zbyt wiele, chociaż nam się wydaje zupelnie inaczej. Uwielbiam spędzać czas wspólnie na jednodniowych wyjazdach za miasto, dlatego sama wszystko organizuje i po prostu mowie ze jedziemy. Mężowi zazwyczaj się nie chce i muszę namawiac ale jak juz wyjdziemy oboje jesteśmy zadowoleni. Dodam, ze nie mamy z kim zostawić dzieci wiec wszystkie wyjścia sa cala rodzina. Może warto przejąć inicjatywę? Czytając post i komentarze zdaje się sprawę ze lekko nie jest, ze problemy w związku spotykają każda z nas i od razu zaczynam robić „rachunek sumienia” ze ja zona idealna tez nie jestem wiec nie mam prawa oczekiwac tego od Meza. Madziu, dzięki za post – mezu, jest szansa ze nie będę Cie tak ganiac i czepiać się o wszystko.
Od listopada jestem mamą dwójki dzieci ( Grzesia i Zosi)
Czytam Twojego bloga z ogromną ciekawością. Dzięki Tobie zabieram się za zamawianie plakatu „Aniele Boży” i „Do Ciebie Boże” – wzruszające modlitwy mojego dzieciństwa. Fajnie,że tu trafiłam:)
bardzo się cieszę, że jesteś tu ze mną ;-)
Witam Was bardzo serdecznie, z wielką ciekawością przeczytałam wszystkie posty, moje życie jest zupełnie inne od Waszego, jestem też już sporo po 50-tce i z wielką ciekawością obserwuje życie zastanawiając się jak to się dzieje , że z dwójki wiecznie całujących się młodych ludzi zostaje ..tak nie wiele…
Powiem Wam tak, w bardzo dużym stopniu winą za to , że związek nie równo się pogłębia i , że czasami nawet bardzo szybko spłyca jest biologia..a konkretnie bycie kobietą, choć mamy przeogromny arsenał powodów do przeżywania szczęścia , cieszenia się z kwiatka, zapachu perfum, uśmiechniętej buzi maluszka to płacimy za to nierównowagą obciążenia całą rodziną, bo nie tylko co gdzie ma stać, kto co ma ubrać , co komu zrobić do jedzenie, gdzie pójść, do jakiego lekarza, do jakiego przedszkola, itp..to jeszcze na kobiecie wisi KLIMAT rodziny i właściwie cała reszta. Gdybym to wiedziała mając 20 lat ..uciekłabym przerażona gdzieś w dżunglę i unikała słodkiego uśmiechu facetów, jednak nie miałabym racji bo ominęło by mnie mnóstwo radości, której nigdzie nie można kupić, mnóstwo cudownych chwil..
Teraz opowiem Wam o mnie, toksyczna rodzinka więc pierwszy facet, który się głęboko uśmiechnął wygrał..czułam , że nikt mnie już nie będzie pewno chciał, jednak później facet okazał się fajny, odpowiedzialny i choć wątpię , że kochał to jednak tego nie było widać…mając 21 lat oczekuję na pierwsze dziecko, nie ..nie wpadka chcieliśmy choć kończyłam ogólniak wieczorowo, nie mieliśmy mieszkania ale wtedy ludzie na pokojach żyli zgodnie i skromnie, nikt nie marzył o domu za miastem, samochód? e tam, powiem , że nawet zaczęło być fajnie, ciąża spowodowała u mnie metafizyczną ekstazę a poród mojej córki zachwyt sięgający nieba, już na porodówce wiedziałam co chcę w życiu robić, chcę być położną -tak się stało-, córka piękna , my zakochani młodzi po 21 lat, rodzice pomagali było fajnie , jednak dziecko z każdym tygodniem stwarzało dużo problemów, najpierw kolki, cały blok przez dwa miesiące nie spał normalnie, potem zaraz choroby, zawsze ciężkie, prywatni lekarze, pomoc rodziców, z każdym tygodniem wiedziałam , że nie chcę drugiego dziecka i bardzo dobra to była decyzja, mała rosła , my mieliśmy z każdym rokiem więcej czasu, wyrastaliśmy z nią i nie odczuliśmy tego wszystkiego o czym tu czytam, kiedy była w szkole to w domu miałam czas na wszystko, pracowałam na zmiany w szpitalu a córka była bardzo spokojna, z mężem dogadywaliśmy się głównie dlatego , że nie lubimy konfliktów, on zawsze bardzo się angażował w rodzinę a ja nigdy go nie krytykowałam choć wiedziałam , że często robił coś byle jak, po 20 latach zachciało się nam dziecka i urodziliśmy razem drugą córkę ..dzisiaj ma 16 lat..powiem tak..mimo , że była żywsza nigdy nas nie zmęczyła tylko pierwszy rok był straszny, mało się nie rozwiedliśmy, moje spostrzeżenia w życiu są takie , żeby za szybko nie decydować się na kolejne dzieci, może nie czekać tyle lat co ja ale odczekać kilka lat , odpocząć i wtedy decydować, dzieci rzadko bawią się razem, no chyba , że są bliźniakami , zwykle to są zawsze inne światy i my za to płacimy, mężczyzna nie ma tyle opiekuńczych cech żeby wyjmować nam pracę z rąk, oni służyli do polowania a w gnieździe siedziały mamy z dziećmi, tylko kobieta powinna regulować ilość dzieci w rodzinie bo to ona będzie miała za zadanie ogarnąć gromadkę, to , że mój mąż pomagał to cud, mój ojciec pracował , spał, jadł , pracował , spał , jadł ..a mama z trójką dzieci siedziała w domu i zapomniała jak ma na imię, wiem wiem ..to były inne czasy ale ten schemat jest we krwi więc nie ma co ich oskarżać.., koleżanka moja po pierwszym dziecku, kiedy skończyło rok powiedziała mężowi , że już nie może mieć dzieci i się zabezpieczyła , wiedziała , że może za to zapłacić wolnością i utratą możliwości realizacji siebie więc załatwiła sprawę tak a mąż nawet nie wiedział, że jest przebiegła i myśli o sobie…
Witam i najlepsze życzenia dla wszystkich kobiet. W tym słowie kobieta drzemie potężna siła. Łączy kilka ról i dobrze jej to wychodzi. Jednak nie teraz, ja już zaczynam się poddawać. Mam 3 letnia córkę, która choruje cały czas od września( przedszkole). Przez całe trzy lata zero czasu dla siebie( brak bliskich co mogą pomóc). Teraz siedZę tu w 9 miesiącu ciąży i boje sie strasznie mojego życia. Od września nie przestałam nocy, od kilku miesięcy śpię po dwie, trzy godziny. Czuje się wykończona i wyczerpana i nie mam na nic siły, a już na pewno nie na poród itd co z tym wszystkim sie wiarze. Małżeństwo? Było już nieźle. Tak jakbyśmy od nowa sie odnaleźli jak mała miała 2.5 roku. Teraz męża nie widuje prawie w ogóle. O rozmowie mogę zapomnieć. O 20 21 zasypiam tam gdzie stoję, po to żeby za godzinę walczyć z kaszlem, gorączka i wymiotami. Małżeństwo nie. Rodzina jakoś daje radę. Ale ja właśnie do mojego męża tęsknię najbardziej…Zazdroszczę wszystkim, którzy już siebie na nowo odnaleźli, którzy znaleźli ten czas, ten cenny w życiu czas DLA SIEBIE.
Witam od września jestem mamą dwójki dzieci mamy z narzeczonym dwie córki z tego starsza z inego taty . Mam nadzieje że nie ofertę góra ej hejtu mam 20 lat i 2 dzieci Kinga 23m i Nadia 4m i szczerze świata mi się wali na głowę .. 1 córkę urodziłam gdy miałam niespełna 4 m do 18stki gdy tata Kingi mnie zostawił byłam w 17tc i sądziłam ze juz nigdy nie będę happy bo kto będzie chciał mnie z dzieckiem. ..ale koniec końców pojawił się pan Miłosz anioł w luckiej skórze dal mi nadzieje na lepsze i zmienił świat o 360° . We wrześniu tego roku przyszedł na świat nasz wspólny mały cud świata Nadia ale koszmar zaczął się gdy mlodążą skończyła 2m od tego czasugerował mam paranoję płacze gdy zasypiam no boje się dnia kolejnego mój pracuje na 3 zmiany i w sumie jest gościem w domu a ja mam sama urwanie głowy z czego odbija się to na nas i naszych relacjach. Kłótnie to codzienność wystarczy mi iskra a wybuch niekontrolowany gotowy jestem sama tesciowa pracuje a babcie mają mnie gdzieś i pilnowanie starszej to dla nich kłopot zresztą sama nie wiem skąd biorą juz te wymówki ale ok . Jedna babci gada mi ciągle jaka to chora nie jest itp a druga ze nie jestem prawdziwa kobieta bo prży 2 dzięcia NIERAZ nie mam posprzątać (zabawki) i tak dzień w dzień dom obowiązki słuchanie jaka to zła nie jestem i dzieci szczerze nawet w wc nie mam chwili spokoju bo starsza siedzi na mnie a o zamknięciu się samej nie ma mowy bo drze się jak oceniana wyjść tez nie mam kiedy kp i juz ciut w to że mój wie ze mam zalamke ale dalej nie umie mnie zrozumieć ze jest mi ciężko ale to facet czego by tu oczekiwać oni maja mózgi jak orzeszki i tak naprawdę nie rozumiał nic oprócz siebie. Mamy pomożecie mi nie zwariować bo mam wrażenie ze któregoś dnia obudzi się w kaftanik w pokoju bez okien uff a mój właśnie w pracy i ma chwile ciszy od krzysku i placzu ale on twierdzi ze on nie odpoczywa ma pracę stojca owszem ale przy jednej rzeczy a ja mam 1000 innych w krótkim czasie hymm może zapisze się na zawody kto coś coś szybciej zrobi bo w tym mam już wprawę na 100pkt . Pozdrawiam
Dodam że mało tego że nie mam jak wyjść z dziećmi bo mieszkam na trzecim piętrze i spacerek wykluczam ponieważ starsza córka ucieka piszczy Lamentuję po jednym metrze przebytej drogi na spacerze koniec końców nawet nie mam się komu wygadać rodzice mieszkają w Niemczech i ale wszystkim sama
Drogie mamusie ja mam 5 dzieci i 6 w drodze, zero pomocy ze str rodziny, a mąż dwie prace abyśmy dawali rade zatem jestem bardzo dużo i często sama z dziećmi. jestem po studiach, jednak o pracy poza domem nie mam co myśleć, to nie do pogodzenia…najstarszy ma 11 lat a najmłodszy 2, serio kocham ich nad życie, ale są momenty ze dosłownie wyje z bólu, zmęczenia i bezsilności…ale życie nauczyło mnie, a zapewniam, że mieliśmy bardzo pod górkę, bo problemy były i zdrowotne i finansowe i mieszkaniowe i rodzinne, ale wszystko mija…zwyczajnie…dzieci rosną, wszystko się zmienia, nawet jak dziś chcesz ze sobą skończyć bo tak masz dość i wyjścia nie widzisz…daj sobie czas, on wszystko zmieni, wszystko minie…nie poddawaj się,
Dziewczyny… dziękuję za Wasze komentarze,za to,że się otwieracie…ja dziś wchodzę na google i wpisuję”kryzys matki dwojga dzieci”a mój problem polega na tym,że nie umiem prosić o pomoc…syn Jasio ma 20miesięcy córeczka Nadia 3miesiące… niedługo po grzecznym i bezpłacznym Jasiu zamarzyłam o drugim dziecku… chciałam żeby się razem wychowywali,ja mam 6rodzeństwa wiem jaki to skarb,tylko że nie mam pojęcia jak mama dała sobie radę… czuję,że mam słabe nerwy…Nadia ma kolki, noszę ją ciągle,i Jaś chce do mamy… duża kupa Jasia,i jeszcze wieksza Nadii(tzw.ubaw po pachy),cyc,kaszki,mleko,piciu… mój syn wypija hektolitry płynów dziennie… pranie, sprzątanie… wiecie o czym mówię… zimna kawa…i resztki jedzenia wszędzie… codziennie się złoszczę, płaczę, przepraszam i żałuję,że krzyczę… przepraszam Boga i dzieci,że jestem złą mamą…a przecież tego chciałam bardzo…i chcę… tylko czasem tak trudno wstać z łóżka…???
15 lat w domu – 4 dzieci. matnia. brak czasu dla siebie. łaskawy „pan i władca” utrzymuje całą rodzinę.
Bardzo fajny blog i bardzo cenne komentarze, wygląda na to, że dla wielu kobiet i przy okazji wielu facetów jest to bardzo trudny okres. Powinni to przeczytać wszyscy, którzy planują potomstwo bo wyobrażenia o cudownym okresie rodzicielstwa nie pasują często do wyobrażeń…
Zrobiłem kiedyś doświadczenie, sprawdziłem czy moja szanowna słyszy pozytywne rzeczy (komplementy, pochwały itd.) okazało się, że ona tego nie rejestruje… natomiast jakiekolwiek uwagi czy sugestie, że coś może być zrobione inaczej odbiera jako negatywny atak. Efekt jest prosty do przewidzenia, ja przestaje cokolwiek mówić i w cokolwiek się angażować a ona jest sfrustrowana bo nie ma pomocy i wsparcia.
Pozdrawiam i życzę cierpliwości.